23. MFF Nowe Horyzonty: Recenzujemy hity festiwalu, "Club Zero" i "Monster"

Filmweb
https://www.filmweb.pl/news/23.+MFF+Nowe+Horyzonty%3A+Recenzujemy+hity+festiwalu%2C+%22Club+Zero%22+i+%22Monster%22+%E2%80%93+Filmweb-151547
23. MFF Nowe Horyzonty: Recenzujemy hity festiwalu, "Club Zero" i "Monster"
Przywitaliśmy dziś kolejny dzień święta kina we Wrocławiu. Na naszej liście filmów do obejrzenia wciąż jest dużo tytułów – POD LINKIEM TUTAJ znajdziecie na przykład te tytuły, których naszym zdaniem nie można przegapić, ale w programie jest jeszcze więcej dobrego. Zobaczcie WIDEO, w którym dyrektor festiwalu mBank Nowe Horyzonty Marcin Pieńkowski opowiada o najciekawszych tytułach i wydarzeniach imprezy. 

Poniżej przypominamy nasze canneńskie recenzje filmów, które we Wrocławiu cieszą się olbrzymim zainteresowaniem – "Club Zero" w reżyserii Jessiki Hausner oraz "Monster" Hirokazu Koreedy.

 
***


Recenzja filmu Club Zero", reż. Jessica Hausner


Autor: Michał Walkiewicz 

Za mamusię…

Jesteś tym, co jesz. Jesteś pracującą na dwie zmiany fabryką toksyn, automatonem na krawędzi rozpadu ciała i umysłu, królikiem doświadczalnym dla korporacji i Bóg wie, czym jeszcze. Na szczęście – jak przekonuje Pani Novak (Mia Wasikowska) – możesz nie jeść i wciąż być kimś; na przykład wolnym ciałem i świadomym duchem z paszportem do nieskończoności. W pomarańczowej koszulce polo i grubych wełnianych spodniach Novak wygląda w kolorystycznie przytłumionych wnętrzach prywatnej szkoły jak przebiśnieg. Nic dziwnego. Chce zmienić sens konsumpcji, szykuje rewolucję w najbardziej atawistycznym z języków.  


Novak pracuje w szkole od niedawna, pojawia się w niej na zaproszenie samorządu rodzicielskiego i ku uciesze dyrekcji, wykłada tzw. świadomą dietę – coś pomiędzy buddyjską celebracją posiłków (głównie warzyw, ale nie rzucajmy się jeszcze na głęboką wodę) a kursem samokontroli. Ktoś chce wybijać się z trampoliny pod sam sufit, ktoś inny walczy z dyktatem przemysłu żywieniowego, jeszcze ktoś musi poprawić oceny do stypendium; są też tacy, którzy głodzą się w akcie nastoletniej rebelii. Nawet dyrektorka szkoły (Sidse Babett Knudsen) chętnie skorzysta – z opakowania herbatki na porost świadomości szczerzy się do niej Pani Novak. Choć nie jest to wilczy uśmiech, a uduchowionej nauczycielce trudno odmówić szlachetnych intencji, skutki jej kuracji będą opłakane. Otwierające film ostrzeżenie o drastycznych obrazach umartwiania ciała pełni nie tylko funkcję użytkową, ale i artystyczną. To dzięki niemu jesteśmy w stanie prześledzić cały proces manipulacji, której poddawani są uczniowie. Anoreksja is the new black

Powiedzieć, że Jessica Hausner traktuje ten rodzaj mindfulnessowej narracji z sarkazmem, to jak powiedzieć, że Anthony Bourdain poradziłby sobie z pomidorówką. Austriaczka zamieniła już kult maryjny z Lourdes w boski narkotyk, nakręciła film o romantycznych egzaltacjach nad "złymi lekturami", a także ten o kwiatkach –antydepresantach, zamieniających nas w bezwolne, uśmiechnięte zombie. W "Club Zero" wciąż nie ściąga nogi gazu, ekranową rzeczywistość buduje na granicy twardej groteski i miękkiego surrealizmu. Ciała bohaterów układa w geometryczne wzory, symetryzuje przestrzeń wewnątrzkadrową, dialogi każe wygłaszać z mieszanką przesadnej emfazy i apatycznego wyciszenia. Otępiająca zmysły, wykorzystująca elementy chóralne muzyka Markusa Bindera pojawia się w ramach zaskakujących kontrapunktów, a pod względem aktorskim, całość jest fantastyczna. Dzieciaki, z których na specjalne wyróżnienie zasługuje Luke Barker wcielający się niebinarnego tancerza, Freda, łapią tę konwencję w lot. Zaś Wasikowska i będąca klasą dla siebie Knudsen dają popis powściągliwości graniczącej z ostrą neurozą. 

Całą recenzję filmu "Club Zero" przeczytacie na jego karcie TUTAJ


Recenzja filmu "Monster", reż. Hirokazu Koreeda


Autor: Michał Walkiewicz

Ludzie i świnie

Jeśli przeszczepimy człowiekowi mózg świni, czy pozostanie człowiekiem?" – pyta swoją matkę Saori (Sakura Ando) mały Minato (Souya Kurokawa). Wspólnie obserwują płonący w oddali budynek, szemrany bar z hostessami, w którym podobno bywał lokalny nauczyciel, Pan Hori (Eita). Dobre pytanie, a przynajmniej na tyle dobre, by zbudować wokół niego jakiś tożsamościowy konflikt. Bohaterowie nowego filmu Hirokazu Koreedy mózgi mają ludzkie, lecz regres do atawistycznego języka agresji pokonują z prędkością światła. Okoliczności są zresztą sprzyjające, gdyż chodzi o szkołę – miejsce, w którym krzyżuje się mnóstwo sprzecznych interesów; zasilaną wielopokoleniowymi kompleksami fabrykę deziluzji. 


Sori staje w obronie syna, który padł ofiarą werbalnej i fizycznej agresji ze strony Pana Horiego. Sam nauczyciel oskarża ucznia o prześladowanie młodszego kolegi. Ten ostatni przerzuca całą winę na pedagoga, a wszystkiemu przysłuchuje się beznamiętna dyrektorka, która niedawno straciła wnuka. Wzburzenie jest uzasadnione, wina – niepodważalna, lecz stojące i za jednym, i za drugim motywacje pozostają skomplikowane. I jak to u Koreedy bywa, kolizje bohaterów na tej egzystencjalnej wielopasmówce są kontrapunktowane kapitalnymi winietami z tzw. "zwyczajnego życia". Na obecnym etapie twórczości Japończyka to jak słowny ping pong u Woody'ego Allena, długie ujęcia u Lisandro Alonso albo propan butan u Michaela Baya

Strukturalnie, całość przypomina zagadkę z kluczem. Ale to tylko zasłona dymna, jedna z wielu. Dzięki szkatułkowej narracji punkty widzenia zmieniamy kilkukrotnie, raz podążamy za optyką matki, to znów jej syna, wreszcie – nauczyciela i dyrektorki. Kusiłoby nazwać "Monster" kryminałem a rebours albo chociaż "hołdem dla żelaznej klasyki" (porównania do "Rashomonu" in 3…2…1….). Tyle że Koreeda zbyt sprytnie lawiruje pomiędzy gatunkowymi kliszami. Nie chodzi tu nawet o zabawę samą strukturą, ani o moralny relatywizm jako Wielki Temat Dla Kina, z którym każdy klasyk powinien się zmierzyć. Swoich bohaterów reżyser konfrontuje z żywą głupotą, na gruncie której kwitnie równie żywa nienawiść: homofobią, nagonką w mediach społecznościowych, ślepym podążaniem za uświęconymi społecznie autorytetami. I pewnie z tego powodu fakt, że "nic nie jest tym, czym się wydaje" to coś więcej niż scenariopisarski wytrych – "Monster" to opowieść o empatii jako akcie poświęcenia, poprzedzonym realnym intelektualnym wysiłkiem, przewartościowaniem dotychczasowej wiedzy o ludziach. I o równie realnym horrorze niezrozumienia własnego dziecka – w pewnym wieku istoty "chemicznie" niezdolnej do wiary w autorytet rodzica. 

Całą recenzję filmu "Monster" przeczytacie na jego karcie TUTAJ

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones